Być może nie wszyscy się zgodzą, ale uważam że pary powinny zamieszkiwać razem już przed ślubem. Bardzo by to pomogło w wzajemnym poznaniu się i pomogło uniknąć rozczarowań. Dziś niestety 40% małżeństw rozpada się wciągu pierwszego roku. Ludzie po prostu nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo mogli by być w życiu szczęśliwi...
ja też uważam, że wbrew wszystkiemu, ludzie powinni mieć wielu partnerów nim wezmą w końcu ślub, bo w
ten sposób poznają własnych siebie - tego, jakich partnerów oczekują, co potrafią w nich tolerować, a
co nie, czego oczekują w związku, poznają, że laska z fajnym biustem/przebojowy twardziel to niekoniecznie
taka osoba, z którą chcieliby żyć itd., aby to zrozumieć trzeba to poznać empirycznie, bo niestety tak
działa mózg, że czyjeś rady niekoniecznie są przekonujące, poza tym to, jakie osoby nas pociągają
także sami kształtujemy, nie wszystko jest wrodzone (a może nic). W ten sposób człowiek zdobywa doświadczenie, które potem pomoże mu wybrać partera na całe życie, co jest zwłaszcza ważne dla kobiet.
nie do końca sie zgadzam, według mnie mozna inaczej sie poznawac nawzajem, a zamieszkac...moze miesiac przed ślubem żeby ogarnac wspólne mieszkanie, mimo ze nie jestem prawiczkiem to uważam że wstrzemięźliwosc od seksu też jest bardzo ważna.
no i budowanie prawdziwej i czystej relacji opartej na moralnosci.
zeedo - w jakim sensie partnerów? pod wzgledem seksualnym, pod wzgledem poważnego zwiazku czy zwykłej przygody? wszystkie te przykłady moga miec dobre strony ale tez i złe.
Doswiatczenie można inaczej zdobywac, a mianowicie w relacjach miedzyludzkich .
I tu się z przedmówcą nie zgodzę. Niewiele by to zmieniło, bo bardzo często ludzie, którzy mieszkali ze sobą przed ślubem nie wytrzymywali ze sobą za długo po nim. Przyczyny rozwodów z reguły są dwie: 1) Egoizm i połączona z nim nieumiejętność pójścia na kompromis. 2) Wiara, że szczęście można tylko osiągnąć przez brak problemów i rozczarowań. W efekcie ludzie wymagają od siebie nawzajem rzeczy niemożliwych, sami nie chcąc ustąpić, co prowadzi do frustracji i przekonania, że to ta druga osoba jest winna. I w tych wypadach żaden rozwód nie pomoże, bo defekt leży w samym człowieku, póki się nie zmieni nic trwałego nie zbuduje. Znam pary, które w drugim małżeństwie odnalazły szczęście, ale jest ich naprawdę dużo mniej od tych, które po rozwodzie mają równie zmarnowane życie co i przed nim. Tak więc rozwód uzdrawia sytuację w naprawdę nielicznych wypadkach, przy ewidentnej winie jednej ze stron (np. mąż znęcający się na rodziną itp.).
co do sytuacji patologicznych (alkohol) masz oczywiście rację, ale nadal uważam że zamieszkanie przed
ślubem jest dobrym rozwiązaniem. Sam (22l) żyję w ten sposób i razem z moją wybranką wiemy że ślub
jest tylko formalnością. Jesteśmy szczęśliwi. Prawdziwa tragedia jest gdy ludzie rozstają się po 20tu latach i nie mogą się pozbierać. Należy
pamiętać że życie mamy tylko jedno.
Nie wiem, jak właściwie zeszło na mieszkanie przed ślubem, bo tematyka a jest taka bardziej poślubna... Ale cóż, nie zgodzę się, że to dobry pomysł. Pewnie, argumenty takie jak "poznać się lepiej" wydają się mieć sens, ale istotą małżeństwa nie jest to jak się czujemy ze sobą razem. Poważnie! Bo małżeństwa nie zawiera para, małżeństwo zawiera osoba pierwsza i osoba druga. Dopiero po dojrzałej decyzji, którą każde z tych ludzi podejmie samodzielnie, indywidualnie i na podstawie argumentów silniejszych niż "może być, nie chrapie w nocy" albo "ależ ona ma ładną koszulę nocną" - dopiero wtedy jest małżeństwo. I po takiej decyzji wszystko będzie pasowało bez uprzedniego egzaminowania drugiej osoby. A dlaczego? Bo wtedy jedna osoba dla drugiej osoby będzie naprawdę gotowa pójść na kompromis, rzucić palenie, opuszczać klapę w sedesie, nauczyć się pichcić to albo sio i wiele więcej.
Możecie się zgodzić lub nie ale ja zauważyłem, że większość (nie wszystkie) małżeństwa, które się "rozpadły" są spowodowane nieprzemyślanymi, gówniarskimi zachowaniami. Przykładem np. może być nieodpowiedzialny chłopak i dziewczyna, którzy wpadają no i co? Rodzice - "trzeba się żenić bo przecież co ludzie powiedzą, nieślubne dziecko itp" a prawda jest taka, że te osoby w ogóle nie są na to gotowe, całe życie przed nimi, które dopiero się zaczyna a muszą zostać z jednym partnerem...nie do przyjęcia bo koleżanki/koledzy chodzą na imprezy, mogą podrywać innych a "ja" muszę siedzieć z jednym... druga sprawa to zdrady, ogólne niedopasowane jak się okazało charaktery no i później inne typu alkohol itp lub np presja ze strony otoczenia/rodziny w sensie "Masz 30lat, nie masz żony, dzieci" - takie myślenie starszych osób no i taki syn, córka szuka pierwszego lepszego partnera odpowiadającego "kryteriom" rodziców lub też tego/tej 30 latka/i, biorą ślub a później okazuje się, że tak naprawdę w ogóle się nie znają (akurat ludzi z takimi przypadkami znam osobiście). Podkreślam jeszcze raz, że nie WSZYSTKIE przez to się rozpadają ale znaczna część.
Rozwód to czasem najlepsze rozwiązanie problemów. Wiem co mówię, bo moi rodzice rozwiedli się po 7 latach małżeństwa i tak jak nie mogli kiedyś siebie zdzierżyć, tak dziś rozmawiają sobie na luzie, ojciec zdobył się na przeprosiny (co prawda po wielu latach, ale zawsze) i jest naprawdę fajnie. Uwierzcie mi, nie ma nic gorszego dla małego dziecka jak oglądanie kłócących się rodziców.
tak jest gdy związek nie jest budowany na skale ale na pisaku.
Po miesiacu znajomosci seks, "jestem z nim bo mi dobrze" po roku piekny ślub w kosciele, a później wszystko sie kończy. Bo zwiazek nie powinien opierac sie na emocjach i nstawieniem na przyjemnosci.
Pisze się rozwót -.-
Być może nie wszyscy się zgodzą, ale uważam że pary powinny zamieszkiwać razem już przed ślubem. Bardzo by to pomogło w wzajemnym poznaniu się i pomogło uniknąć rozczarowań. Dziś niestety 40% małżeństw rozpada się wciągu pierwszego roku. Ludzie po prostu nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo mogli by być w życiu szczęśliwi...
ja też uważam, że wbrew wszystkiemu, ludzie powinni mieć wielu partnerów nim wezmą w końcu ślub, bo w ten sposób poznają własnych siebie - tego, jakich partnerów oczekują, co potrafią w nich tolerować, a co nie, czego oczekują w związku, poznają, że laska z fajnym biustem/przebojowy twardziel to niekoniecznie taka osoba, z którą chcieliby żyć itd., aby to zrozumieć trzeba to poznać empirycznie, bo niestety tak działa mózg, że czyjeś rady niekoniecznie są przekonujące, poza tym to, jakie osoby nas pociągają także sami kształtujemy, nie wszystko jest wrodzone (a może nic). W ten sposób człowiek zdobywa doświadczenie, które potem pomoże mu wybrać partera na całe życie, co jest zwłaszcza ważne dla kobiet.
nie do końca sie zgadzam, według mnie mozna inaczej sie poznawac nawzajem, a zamieszkac...moze miesiac przed ślubem żeby ogarnac wspólne mieszkanie, mimo ze nie jestem prawiczkiem to uważam że wstrzemięźliwosc od seksu też jest bardzo ważna. no i budowanie prawdziwej i czystej relacji opartej na moralnosci.
zeedo - w jakim sensie partnerów? pod wzgledem seksualnym, pod wzgledem poważnego zwiazku czy zwykłej przygody? wszystkie te przykłady moga miec dobre strony ale tez i złe. Doswiatczenie można inaczej zdobywac, a mianowicie w relacjach miedzyludzkich .
I tu się z przedmówcą nie zgodzę. Niewiele by to zmieniło, bo bardzo często ludzie, którzy mieszkali ze sobą przed ślubem nie wytrzymywali ze sobą za długo po nim. Przyczyny rozwodów z reguły są dwie: 1) Egoizm i połączona z nim nieumiejętność pójścia na kompromis. 2) Wiara, że szczęście można tylko osiągnąć przez brak problemów i rozczarowań. W efekcie ludzie wymagają od siebie nawzajem rzeczy niemożliwych, sami nie chcąc ustąpić, co prowadzi do frustracji i przekonania, że to ta druga osoba jest winna. I w tych wypadach żaden rozwód nie pomoże, bo defekt leży w samym człowieku, póki się nie zmieni nic trwałego nie zbuduje. Znam pary, które w drugim małżeństwie odnalazły szczęście, ale jest ich naprawdę dużo mniej od tych, które po rozwodzie mają równie zmarnowane życie co i przed nim. Tak więc rozwód uzdrawia sytuację w naprawdę nielicznych wypadkach, przy ewidentnej winie jednej ze stron (np. mąż znęcający się na rodziną itp.).
co do sytuacji patologicznych (alkohol) masz oczywiście rację, ale nadal uważam że zamieszkanie przed ślubem jest dobrym rozwiązaniem. Sam (22l) żyję w ten sposób i razem z moją wybranką wiemy że ślub jest tylko formalnością. Jesteśmy szczęśliwi. Prawdziwa tragedia jest gdy ludzie rozstają się po 20tu latach i nie mogą się pozbierać. Należy pamiętać że życie mamy tylko jedno.
Nie wiem, jak właściwie zeszło na mieszkanie przed ślubem, bo tematyka a jest taka bardziej poślubna... Ale cóż, nie zgodzę się, że to dobry pomysł. Pewnie, argumenty takie jak "poznać się lepiej" wydają się mieć sens, ale istotą małżeństwa nie jest to jak się czujemy ze sobą razem. Poważnie! Bo małżeństwa nie zawiera para, małżeństwo zawiera osoba pierwsza i osoba druga. Dopiero po dojrzałej decyzji, którą każde z tych ludzi podejmie samodzielnie, indywidualnie i na podstawie argumentów silniejszych niż "może być, nie chrapie w nocy" albo "ależ ona ma ładną koszulę nocną" - dopiero wtedy jest małżeństwo. I po takiej decyzji wszystko będzie pasowało bez uprzedniego egzaminowania drugiej osoby. A dlaczego? Bo wtedy jedna osoba dla drugiej osoby będzie naprawdę gotowa pójść na kompromis, rzucić palenie, opuszczać klapę w sedesie, nauczyć się pichcić to albo sio i wiele więcej.
Możecie się zgodzić lub nie ale ja zauważyłem, że większość (nie wszystkie) małżeństwa, które się "rozpadły" są spowodowane nieprzemyślanymi, gówniarskimi zachowaniami. Przykładem np. może być nieodpowiedzialny chłopak i dziewczyna, którzy wpadają no i co? Rodzice - "trzeba się żenić bo przecież co ludzie powiedzą, nieślubne dziecko itp" a prawda jest taka, że te osoby w ogóle nie są na to gotowe, całe życie przed nimi, które dopiero się zaczyna a muszą zostać z jednym partnerem...nie do przyjęcia bo koleżanki/koledzy chodzą na imprezy, mogą podrywać innych a "ja" muszę siedzieć z jednym... druga sprawa to zdrady, ogólne niedopasowane jak się okazało charaktery no i później inne typu alkohol itp lub np presja ze strony otoczenia/rodziny w sensie "Masz 30lat, nie masz żony, dzieci" - takie myślenie starszych osób no i taki syn, córka szuka pierwszego lepszego partnera odpowiadającego "kryteriom" rodziców lub też tego/tej 30 latka/i, biorą ślub a później okazuje się, że tak naprawdę w ogóle się nie znają (akurat ludzi z takimi przypadkami znam osobiście). Podkreślam jeszcze raz, że nie WSZYSTKIE przez to się rozpadają ale znaczna część.
Rozwód to czasem najlepsze rozwiązanie problemów. Wiem co mówię, bo moi rodzice rozwiedli się po 7 latach małżeństwa i tak jak nie mogli kiedyś siebie zdzierżyć, tak dziś rozmawiają sobie na luzie, ojciec zdobył się na przeprosiny (co prawda po wielu latach, ale zawsze) i jest naprawdę fajnie. Uwierzcie mi, nie ma nic gorszego dla małego dziecka jak oglądanie kłócących się rodziców.
tak jest gdy związek nie jest budowany na skale ale na pisaku. Po miesiacu znajomosci seks, "jestem z nim bo mi dobrze" po roku piekny ślub w kosciele, a później wszystko sie kończy. Bo zwiazek nie powinien opierac sie na emocjach i nstawieniem na przyjemnosci.