ja to nawet widze rozmazane w tych okularach...ziolo nic nie pomaga;/ sam wyprobowalem.. pomalowalem swoje pixle korektorem i odrazau widze optymizm...:D bo wszystko jest biale
Bujda na resorach. Pesymizm to 100% gwarancja porażki. Optymizm może oznaczać albo porażkę, albo sukces. Nawet jeśli sukces mało prawdopodobny i skromny, zawsze to więcej niż 0% pomyślności, który gwarantuje pesymizm.
Pesymista twierdzi, że na pewno będzie do dupy i nic się z tym nie da zrobić. Więc nic nie robi, i... Okazuje się że miał rację. Optymista myśli: "trochę się wysilę, to na bank już wkrótce będę się cieszył świetnymi efektami czegoś". Choćby się pomylił raz, i drugi, za trzecim jest lepiej. I okazuje się, ze było warto. Zresztą, będąc optymistą, z uśmiechem na ustach i pozytywnym nastawieniem do życia, jest się po prostu bardziej szczęśliwym. Miło jest się budzić i nawet na przekór faktom myśleć: "czeka mnie świetny dzień, na pewno wydarzy się coś fajnego, jakiś mój problem się rozwiąże czy cokolwiek". Optymiści są bardziej kreatywni, bo myślą: "co fajnego mogłoby mnie spotkać, jak to osiągnąć? Będą jakieś przeciwności? Okej, coś wymyślimy żeby im zapobiec". A pesymista: "co jeszcze może się pochrzanić? Mniejsza z tym, i tak na pewno nie będę mógł temu zapobiec...". I który sposób myślenia jest niby lepszy? :)
Najważniejsze to znaleźć złoty środek. Przesadny optymizm jest tak samo zły jak i przesadny pesymizm, bo oba podejścia potrafią mocno zafałszować rzeczywistość. Najlepszy jest realizm, ale realizm trzeźwy, nie zbaczający w stronę pesymizmu. Doskonale to obrazuje stary dowcip mówiący, że pesymista widzi tylko mrok tunelu, optymista światełko na jego końcu, realista reflektory pociągu, a maszynista trzech kłócących się idiotów na środku toru. Tak właśnie to wygląda. Podejście przesadnego pesymisty to pewność, że w tym tunelu jest tylko mrok i nie ma sensu nic dalej robić, a jeśli trzepnie go pociąg to i tak pomyśli, że przecież tak musiało być. Hurraoptymista popędzi w kierunku światła, nie zadając sobie pytań co to za światło, a kiedy "spotka się" z elektrowozem zrobi mu się na chwilę przed "spotkaniem" nieco głupio. Realista najpierw przeanalizuje sytuację, bo skoro jest to tunel kolejowy to światło w oddali może być albo końcem tego tunelu, albo nadjeżdżającym pociągiem. Pójdzie więc w jego kierunku, ale przedtem zejdzie z torów.
Optymizm jest git :) Oczywiście ograniczony, bo wiadomo - co za dużo to nie zdrowo. Jednak lepiej iść w kierunku umiarkowanego optymizmu niż jakiegokolwiek pesymizmu :)
Ale to samo można powiedzieć o pesymizmie. Pesymizm też może być ograniczony i to nawet lepiej, bo pesymiści są przygotowani na to, że może być źle, więc nie są zaskoczeni. A jeśli już to tyko pozytywnie. Optymiści o tym nie pamiętają i jak coś pójdzie nie tak to ostro się zawodzą i takiemu zacznie dalej dojścia do właściwego stanu niż pesymiście. Pesymizm górą.
To nie optymizm to zioło
ja to nawet widze rozmazane w tych okularach...ziolo nic nie pomaga;/ sam wyprobowalem.. pomalowalem swoje pixle korektorem i odrazau widze optymizm...:D bo wszystko jest biale
Kolega chyba za wszelką cenę chcę być na mistrzach ;]
Za dużo trudnych słów - nie rozumiem przesłania :D Hmmm już zrozumiałem ^^ Myślę, że "strata na realizmie" nie jest dużą stratą w dzisiejszym świecie.
Bujda na resorach. Pesymizm to 100% gwarancja porażki. Optymizm może oznaczać albo porażkę, albo sukces. Nawet jeśli sukces mało prawdopodobny i skromny, zawsze to więcej niż 0% pomyślności, który gwarantuje pesymizm.
Pesymista twierdzi, że na pewno będzie do dupy i nic się z tym nie da zrobić. Więc nic nie robi, i... Okazuje się że miał rację. Optymista myśli: "trochę się wysilę, to na bank już wkrótce będę się cieszył świetnymi efektami czegoś". Choćby się pomylił raz, i drugi, za trzecim jest lepiej. I okazuje się, ze było warto. Zresztą, będąc optymistą, z uśmiechem na ustach i pozytywnym nastawieniem do życia, jest się po prostu bardziej szczęśliwym. Miło jest się budzić i nawet na przekór faktom myśleć: "czeka mnie świetny dzień, na pewno wydarzy się coś fajnego, jakiś mój problem się rozwiąże czy cokolwiek". Optymiści są bardziej kreatywni, bo myślą: "co fajnego mogłoby mnie spotkać, jak to osiągnąć? Będą jakieś przeciwności? Okej, coś wymyślimy żeby im zapobiec". A pesymista: "co jeszcze może się pochrzanić? Mniejsza z tym, i tak na pewno nie będę mógł temu zapobiec...". I który sposób myślenia jest niby lepszy? :)
kur*a nie rozumiem bo to pewnie w ch*j madre...
Najważniejsze to znaleźć złoty środek. Przesadny optymizm jest tak samo zły jak i przesadny pesymizm, bo oba podejścia potrafią mocno zafałszować rzeczywistość. Najlepszy jest realizm, ale realizm trzeźwy, nie zbaczający w stronę pesymizmu. Doskonale to obrazuje stary dowcip mówiący, że pesymista widzi tylko mrok tunelu, optymista światełko na jego końcu, realista reflektory pociągu, a maszynista trzech kłócących się idiotów na środku toru. Tak właśnie to wygląda. Podejście przesadnego pesymisty to pewność, że w tym tunelu jest tylko mrok i nie ma sensu nic dalej robić, a jeśli trzepnie go pociąg to i tak pomyśli, że przecież tak musiało być. Hurraoptymista popędzi w kierunku światła, nie zadając sobie pytań co to za światło, a kiedy "spotka się" z elektrowozem zrobi mu się na chwilę przed "spotkaniem" nieco głupio. Realista najpierw przeanalizuje sytuację, bo skoro jest to tunel kolejowy to światło w oddali może być albo końcem tego tunelu, albo nadjeżdżającym pociągiem. Pójdzie więc w jego kierunku, ale przedtem zejdzie z torów.
Optymizm jest git :) Oczywiście ograniczony, bo wiadomo - co za dużo to nie zdrowo. Jednak lepiej iść w kierunku umiarkowanego optymizmu niż jakiegokolwiek pesymizmu :)
Ale to samo można powiedzieć o pesymizmie. Pesymizm też może być ograniczony i to nawet lepiej, bo pesymiści są przygotowani na to, że może być źle, więc nie są zaskoczeni. A jeśli już to tyko pozytywnie. Optymiści o tym nie pamiętają i jak coś pójdzie nie tak to ostro się zawodzą i takiemu zacznie dalej dojścia do właściwego stanu niż pesymiście. Pesymizm górą.
Autor prezentuje źle rozumiany optymizm.